Odpowiadając od razu częściowo na pytanie postawione w tytule, cyrki nie wynajmują dwóch placów w jednym mieście po to, aby nikt inny nie mógł zagrać na nich, albo żeby najpierw wystąpić w jednym, potem w drugim miejscu. Temat jest dość znany wielu osobom, ale też i nieznany wielu innym.
Zastanowił Was kiedyś widok słynnych europejskich cyrków w którym dało wyróżnić się namiot galowy, foyer, płoty, kasy, bufety, stajnie, szczekaczki i w zasadzie nic poza tym? Tylko kilka działek i campingów? Czyżby największe cyrki w Europie wcale nie były takie duże? A może do każdego miasta przyjeżdżają z innym taborem? Spieszymy z odpowiedzią.
Od razu wyjaśnijmy, że zjawisko wynajmowania dwóch różnych placów, najczęściej w różnych częściach tego samego miasta i stacjonowania na obydwu z nich jednocześnie, nie jest spotykane w Polsce ani innych krajach Grupy Wyszehradzkiej. Nie praktykują go też cyrki włoskie, ani skandynawskie.
Co to więc jest i gdzie można spotkać jeden cyrk w dwóch różnych lokalizacjach w tym samym czasie? Otóż to patent praktykowany od wielu lat, w zasadzie tylko przez najlepsze europejskie cyrki, głównie ze względu na dodatkowe koszty no i oczywiście wielkość taboru. Niektóre zachodnioeuropejskie cyrki, przyjeżdżając do miasta, wynajmują dwa place, które najczęściej są oddalone od siebie w odległości kilku, być może nawet kilkunastu kilometrów. Pierwszy z nich, reprezentacyjny, to plac na którym stoi namiot, kasy, stajnie, bufety i na którym odbywają się występy. To właśnie on jest podany na materiałach reklamowych jako lokalizacja.
Drugi z placów może być na zupełnym uboczu przy nieruchliwej drodze. Pełni rolę parkingu cyrkowego na którym znajdują się wszystkie wozy i sprzęt cyrku niepotrzebny bezpośrednio podczas występów. Na tym samym placu stacjonują także wszyscy artyści cyrkowi i większość załogi cyrku. Na czas przedstawień, wszyscy zaangażowanie w nie po prostu dojeżdżają na drugi plac, by móc wystąpić na arenie. Zwierzęta z przyczyn oczywistych znajdują się na placu głównym.
Z rozwiązania tego korzysta m.in. szwajcarski Circus Knie, który chociażby przy okazji ostatniej wizyty w Zurychu, przerwanej kilka dni temu, jak zawsze rozbił swoje miasteczko nad jeziorem, ale całe zaplecze wraz z artystami standardowo zostało zlokalizowane w zupełnie innym, kompletnie niemedialnym miejscu.
Zwyczaj ten praktykuje także "Roncalli", który w bardzo wielu miastach dzieli swój tabor. Tak jest chociażby w Innsbrucku, czy Wiedniu. Obszar zajmowany przez cyrkowe miasteczko pod ratuszem w stolicy Austrii tak naprawdę jest niewielki, można go mniej więcej porównać do powierzchni zajmowanej przez Festiwal Cyrku Zalewski w Warszawie. W każdym razie nie ma szans, by na tym bądź co bądź niewielkim wyasfaltowanym placyku, na którym trzeba pozostawić drożne ciągi komunikacyjne, zmieścił się cały cyrk. Stąd właśnie taka metoda jak ta opisana przez nas powyżej.
Teraz już wiecie, dlaczego w ten sposób podróżują tylko najbogatsi - po prostu koszty takiego rozwiązania są przepotężne. To nie tylko podwójne opłaty za plac, czy media, ale także konieczność posiadania zdublowanego sprzętu jak chociażby dodatkowe generatory prądu, kable, toalety, biura, a nawet kuchnie. Z drugiej strony, wspomniane cyrki są tak ogromne, że niemożliwością byłoby zmieszczenie się na jednym placu.
Temat wydaje nam się ciekawy i naszym zdaniem jeszcze bardziej dodaje magii cyrkowi i jego otoczeniu. Gdy więc następnym razem będziecie w cyrku we Wiedniu, Zurychu, Genewie, Innsbrucku, czy innych topowych lokalizacjach, zwróćcie uwagę na ten ciekawy pomysł.
Comments