Relacja z premierowych występów Cyrku Zalewski
- Boss
- 23 lut
- 4 minut(y) czytania
22 lutego gościliśmy na dwóch premierowych występach polskiego Cyrku Zalewski w Pruszkowie. Widowisko 2025 przynosi widzom dużo klasyki cyrku, ale też serię barw i masę pozytywnego nastroju.
Oświetlenie niewątpliwie buduje atmosferę tego miejsca. Mimo, że jest nowoczesne, to jest klasyczne zarazem i to właśnie wyróżnia Cyrk Zalewski od reszty cyrków. Głowice i LEDy oświetlają arenę, rzucają wzorki, różne kolory, ale wszystko to ma charakter bardziej spokojny i stateczny, a nie jak na dyskotece. Przejścia między kolejnymi scenami świetlnymi są łagodne, a same światła nie są agresywne. Wszystko to tworzy bardzo przyjemny obraz w odbiorze. Dodanie zaledwie czterech nowych głowic nad orkiestron całkowicie odmieniło i zbudowało "dodatkową" przestrzeń, podkreślającą kurtynę (z nowym, wymienionym płótnem), napis i tył areny.
Zarówno początek jak i finał programu są bardzo nastrojowe. Przedstawienie rozpoczyna duet klaunów - Bartolini i Edi, repryzą "guzik". Następnie na arenę wychodzą artyści, prezentując swoje umiejętności, a finalnie, podnosząc flagi licznych państw wysoko do góry. Na finale z kolei Klaun Edi gra na trąbce, co również buduje niepowtarzalną atmosferę, zwłaszcza przy niebieskich światłach i zapalonych latarkach w telefonach. Pod kopułą pojawia się wielka kula disco.
Żonglerka grupowa w wykonaniu rodziny Janecek to prawdziwy majstersztyk, który niesie publiczność niczym sztuczna fala w basenie. Klasyczna cyrkowa muzyka, tradycyjne żonglerskie tricki i perfekcja w wykonaniu czynią tą żonglerkę jedną z najlepszych w tej części Europy. O takie numery i takich artystów w Polsce walczymy - aby był efekt "wow", aby widzowie nigdy wcześniej czegoś takiego nie widzieli, aby na końcu powiedzieli: "ale to było dobre". Nawet najlepsze wykonanie jakiegokolwiek numeru nie pomoże, jeżeli w artystach nie ma 200 % vigoru, 300 % pomysłowości i 400 % pomysłu jak "sprzedać numer". Tutaj to wszystko jest, co skutkuje tym, że ma się wrażenie jakby oglądało się wycinek jakiegoś zagranicznego festiwalu.
Również Marie Janečková swoim występem przywołuje najpiękniejsze cyrkowe wspomnienia, gdyż przypomina złote lata 90. aren cyrkowych w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Dlaczego? Cudowny kostium, fryzura, ozdoba na głowie, muzyka i styl prezentowania hula hopów - klasyczne, tradycyjne tricki, dobrze wykonane, z należytą dokładnością. Do tego tempo - dosyć dostojne, umiarkowane, typowe dla lat 90. i wczesnych dwutysięcznych, kompletnie odmienne od współczesnych trendów, aby było szybko, dynamicznie i zazwyczaj byle jak. Ewidentnie widać, że jest to coś za czym ludzie tęsknią, ponieważ od razu się ożywiają, a ręce same składają się im do oklasków.
Kaya Janeček, występujący z rola rola w drugiej części widowiska, ma ogromny potencjał ze swoimi wałkami. Na razie widać, że wiele tricków jest w fazie dążenia do doskonałości, ale numer ten na pewno będzie ewoluował i już teraz niewątpliwie stoi na godnym poziomie, czego dowodem są chociażby występy na cyrku zimowym w Düsseldorfie. Europejska publiczność, w tym i Polacy, lubią numer jakim jest ekwilibrystyka na wałkach. Już sam ten fakt stawia go wysoko w rankingu, a mając świadomość i pewność, że Kaya będzie się stawał coraz lepszy, z przyjemnością ogląda się ten numer.
Tego roku Klaun Edi prezentuje klasyczną, tradycyjną klaunadę, z typowymi czeskimi gagami. Jest śpiewanie z miotłą, repryza siłacz, czy też skakanka. Z kolei Bartolini to klaun bardziej nowoczesny. Prezentuje między innymi zbieranie braw do walizki, łamiącą się deskę, czy repryzę rekin. Magicznie znika też w worku podwieszonym pod samą kopułą cyrku. Tegoroczny styl Bartoliniego to niewątpliwie jego najlepsza wersja od początku kariery. Nasz rodak prezentuje również zabawy ze swoim przyjacielem, psem Maxem w odświeżonej formule, która również działa na korzyść tego numeru.
Otwierana kula śmierci robi robotę - oczywiście ze względu na sam fakt otwarcia, ale nie tylko. Prezencja rekwizytu na podwyższeniu wygląda zdecydowanie lepiej niż kuli ustawionej na ziemi. Każdy trick i ruch motocyklu jest dokładnie widoczny, a numer wypełnia całą przestrzeń areny. Choć wielokrotnie mówiło się, że kula śmierci jest powtarzana do znudzenia, co było prawdą, to jednak w wersji podnoszonej i otwieranej można ją zobaczyć jeszcze raz bez obawy o déjà vu z lat poprzednich. Grupa Alisona wykonuje jeszcze jeden numer - pojedyncze koło śmierci.
W programie tradycyjnie pojawia się iluzja Kamila Zalewskiego, tradycyjnie w odmienionej formule. W tym roku szczególnie ciekawym elementem jest ostatnia iluzja z rekwizytem dzielonym na pół w którym chowa się asystentka. Bardzo dobra muzyka i gra świateł. Tworzy się klimat i nastrój, co bardzo wciąga publiczność.
Po sześciu latach pod kopułę Cyrku Zalewski powracają latające trapezy i Flying Michaels w czteroosobowym składzie. Grupa niewątpliwie wyćwiczyła się od ostatniego razu, kiedy to dopiero wznawiała swoją działalność. Numer jest dynamiczny, leci trick na za trickiem bez rozgrzewki i przerw, a błędy są marginalne. Podkład muzyczny mógłby być bardziej żywiołowy, na pewno dodałoby to smaczku całemu występowi. Flying Michaels są laureatami zeszłorocznej edycji Festiwalu Sztuki Cyrkowej w Massy. Na polskiej publiczności z każdym kolejnym trickiem robią coraz większe wrażenie.
Podsumowując - Cyrk Zalewski w wersji 2025 to cyrk w wersji glamour. Tradycja i klasyka, ale zakotwiczona w XXI wieku - piękna czerwona kurtyna wysadzana kamieniami i cekinami w połączeniu z nowoczesnymi głowicami świetlnymi i LEDami. Klasyczny układ programu z towarzyszeniem typowej muzyki, czasami współcześnie remiksowanej. Piękne kostiumy, biały plawit z czerwonymi wstawkami. Do tego kasa, bufet i toalety ze złotymi, ale nie kiczowatymi wstawkami. "Zalewskiemu" udało się osiągnąć tradycyjny wygląd, unikając jednocześnie kiczu związanego z klasycznym cyrkowym stylem. Są więc delikatne złote dodatki, ale nie ma staromodnych, wszechobecnych frędzli "trącących myszką". Są klasyczne cyrkowe utwory, ale też i wstawki z radia oraz seriali. Są przepiękne, tradycyjne stroje cyrkowe, ale również podarte jeansy i T-shirty w paski. Są nowoczesne motory i bardzo tradycyjna żonglerka. Czego brakuje? Na pewno publiczności takiej jak w Niemczech (ale to nie wina cyrku) i oczywiście orkiestry, której choć dawno w Polsce nie było, to jednak wciąż po cichu każdy liczy, że kiedyś się ona pojawi, chociażby przy okazji wydarzeń typu festiwale, a przecież to właśnie Cyrk Zalewski we współczesnej historii cyrku polskiego najczęściej angażował do swoich spektakli orkiestry cyrkowe.
Commentaires